Liberty Corner
Pojechałam w piątek rano złożyć ofertę do klienta. Dzięki temu odwiedziłam dawno zapomniane przeze mnie ulice centrum Warszawy. Byłam na ulicy Mysiej. Świeciło piękne słońce, było ciepło, wiał lekki wiatr. Miałam wracać szybko do pracy jednak pogoda zachęcała do spaceru. W mig podjęłam decyzję i skręciłam w prawo (po lewej stronie stał mój samochód) poszłam do pobliskiej piekarni. W niej był poranny ruch, ludzie kupowali kanapki, świeże pachnące pieczywo, ciastka. Zdecydowałam się na pączka (a co tam, raz się żyje). Wyglądał apetycznie i był z moim ulubionym nadzieniem – różą. Wpadł mi pomysł, że może na takiego apetycznego pączka będzie miał ochotę kolega z pracy. Wykonałam do niego szybki telefon, a on jak zawsze przemiło mnie przywitał, szczęśliwy, że do niego dzwonię. Jedno pytanie: Mietek chcesz pączka ? Tak, ale kup dwa, bo jest jeszcze Piotrek. Ok. Pa. Kupiłam trzy. Wyszłam z pachnącego pomieszczenia, kierując się w stronę samochodu.
Po przejściu przez ulicę Bracką niemalże wpadłam na jakiś pomnik, coś co musiałam ominąć. To był kawałek czegoś, czarnego wyniesionego w górę, w stronę nieba. Zainteresowałam się tym. Obejrzałam się dookoła i wpadł mi w oko napis na sąsiednim budynku: LIBERTY CORNER. Zatrzymałam się, obróciłam wokół własnej osi. Wszystko mi się podobało. Odnowione kamienice, wyremontowany dziedziniec a w nim wbudowane lampy w ziemię, różne rodzaje kamiennej kostki brukowej – marmurowe gładkie, granitowe szorstkie, elementy stali nierdzewnej i oczywiście małe drzewka, które zapewne na wiosnę i w lato dodają temu miejscu uroku. No i ten pomnik. Był jak rozwinięty dywan od ul. Nowy Świat, wzdłuż ul. Mysiej. Zachęcał do przejścia się po nim. Stanęłam na nim, ręką sprawdziłam z czego i jak jest wykonany. Był betonowy, nie wierzyłam własnym oczom, gdyż wydawał się taki lekki. Przypominał mi drogę do celu – długą, uwieńczoną sukcesem. Będę tu przyprowadzała swoich Klientów na coaching, aby poczuli gdzie są, na jakim etapie swojej drogi do celu. Żeby widzieli ile już przeszli, ile tej drogi mają już za sobą, a ile przed sobą, jak ona wygląda. WOW byłam pod wrażeniem ! 🙂
Podeszłam jeszcze do tej części pomnika wystrzelonej w niebo. Podobała mi się, była dla mnie niezwykła, trochę skręcona w lewo, przekrzywiona w prawo, nie równa, patrzyła z góry na wszystko i wszystkich, sama zaś dążyła do nieba, do wolności. Przypominała mi mnie.
Wróciłam do pracy. Wszystko opowiedziałam kolegom, zachwycona swoim przeżyciem, doświadczaniem codzienności, tych najzwyklejszych naszych chwil. Wypiliśmy kawę, herbatę i zjedliśmy pyszne, kaloryczne pączki, które zafundował nam Mietek 🙂 Podczas tej chwili Pan Mieczysław (Mietek) powiedział, że na ul. Mysiej 5 była kiedyś cenzura. Wróciliśmy do naszych obowiązków służbowych.
W domu sprawdziłam w Wikipedii hasło cenzura:
Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk – instytucja państwowa utworzona w 1946, która zajmowała się kontrolą i weryfikacją publikacji prasowych, radiowych i telewizyjnych, wydawnictw książkowych, filmów, spektakli teatralnych, widowisk, wystaw itp. Jego centrala mieściła się w Warszawie, przy ulicy Mysiej. Był to organ cenzury (obecny we wszystkich krajach tzw. obozu socjalistycznego), badający wszelkie formy oficjalnego przekazu informacji z punktu widzenia ich zgodności z aktualną polityką państwa.
Pomyślcie, że teraz mamy prawdziwą WOLNOŚC SŁOWA i możemy wszystko mówić, pisać i nic i nikt tego nie kontroluje. Nikt nam nie zabrania o czymś myśleć, pisać książek, kręcić filmów, nagrywać audycji i rozmawiać. Robimy to na FaceBook’u i innych portalach, w mailach, podczas rozmów telefonicznych i osobistych.
To jest WOLNOŚĆ, to jest SZCZĘŚCIE !
🙂
Image by freepic.diller on Freepik